O zielarce Stefci co wilki przepędziła

 

 

Jak zielarka Stefcia drewnianą warzęchą atom rozszczepiła i wilki przepędziła

Miło wspominam letnie wycieczki,
na które dziatwę zabierał dziadek,
smaczne kanapki wkładał do teczki,
a wcześniej u babci pyszny obiadek.

Wspominam tamte, cudne wyprawy
w parowy, lasy, jary, paryje,
pachnące łąki i leśne stawy,
które zapewne były niczyje.

Pewnego razu, gdyśmy wracali,
bo słońce było już bardzo nisko,
dymy z kominów się snuły w oddali,
dziadek wprowadził nas na Chołpnisko1.

Była to piękna, leśna polana,
którą to modry strumyk obmywał,
od wschodu skarpy wysoka ściana,
którą młodnik gęsty pokrywał.

Dziadek se usiadł pod jodły pieńkiem
i tak powiedział: - Raki sobace,
muszę odpocząć jedną chwileńkę,
bo od chodzenia bolą mnie grace.

Myśmy usiedli też na trawniku,
rączkami gładząc łydki zbolałe,
Krysia spytała dziadka po cichu:
- Skąd tu się wzięły węgła zmurszałe?

Dziadek nam wydał z teczki po kromce,
po czym wyciągnął fajkę z kabata.
- Zjedzcie, a ja wam opowiem brzdące,
jak tutaj stała znachorki chata.

Było to dawno w odległych czasach,
w chatce Stefcia zielarka żyła,
zioła zbierała w pobliskich lasach,
które w kociołku w chacie warzyła.

Wszyscy wiedzieli rzecz oczywistą,
po co doktora szukać daleko -
zielarka Stefcia wyleczy wszystko
i nawet krowom przywróci mleko.

Suchoty żabim skrzekiem leczyła,
chorym zdrowie dawała na nowo,
leniowi ochotę do pracy wróciła,
grzbiet mu smarując lagą bukową.

I innych chorób leczyła wiele,
choć nie lekarka czy czarownica,
lecz na co, jakie warzyła ziele,
była to słodka jej tajemnica.

Kiedyś, na Szynwałd nieszczęście spadło,
w okrutnie silne lutowe mrozy,
wilków stado na wioskę napadło,
mordując owce, krowy i kozy.

Ludzie zaczęli żyć w niepewności,
straże nocami ogień paliły,
po polach często bieliły się kości,
zwierząt i ludzi, co wilki zabiły.

Gdy ogień bestii już nie przerażał
i wygłodniałe wyły wokoło,
strach było wyjść do inwentarza,
czy choćby ulżyć se za stodołą.

I gdy już nie było żadnej nadziei,
by wilki od zagród i trzody odgonić,
o Stefci ludzie se przypomnieli,
że ona ziołami je może przegonić.

Poszli więc wszyscy do Stefci chatki,
prosząc o pomoc, radę, opiekę,
Stefcia odrzekła: - Pomogę wam dziatki
i wilkom ziołem kity przypiekę.

Mam ja w swej księdze przepisów wiele,
Te, co na wilki, to se zaznaczę,
gotując zioła, susząc w popiele,
dla bestii zrobię wam dopalacze.

Poszła na stryszek oraz do loszku,
aby zgromadzić składniki wszystkie,
kobiałkę drewna i słomy troszku,
by móc rozpalić pod paleniskiem.

Gdy woda w kotle zabulgotała,
zaczęła wrzucać doń bez mitręgi
wszystko, co wcześniej przygotowała,
czytając przepis z prastarej księgi.

Garść wilczych jagód i leśne grzybki,
skrzydła ćmy oraz turonia kłaki,
płetwy i łuski ze złotej rybki,
a na to wszystko baranie flaki.

Stefcia wyrzekła jakieś zaklęcie,
majdnęła kartkę na drugą stronę
i powiedziała z lekkim przejęciem:
- O! Jeszcze gacka łajno suszone.

Zielarka się sama w chatce zamknęła
i ostro wzięła do swej roboty,
w oknach błysnęło, chatka jęknęła,
a oknem uciekły dwa czarne koty.

Ostatni składnik Stefcia dodała,
w kociołku fukło, cicho syknęło,
drewnianą chochlą weń zabełtała
i nagle w izbie fest pierdyknęło.

Huk było słychać w całym powiecie,
głośno walnęło, jak bomba chyba,
a nad Chołpniskiem wzbił się w powietrze
brunatno-siny dym w kształcie grzyba.

Drzazgi opadły, przybiegli ludzie,
ujrzeli tylko węgła i schodek,
nie było Stefci, ni psa przy budzie,
zniknął piec, kocioł oraz wychodek.

Chłopy mówili: – Co my poczniemy,
wilki nas zjedzą – nie pleć głupstw cycu –
Skąd my zielarkę nową weźmiemy,
bo Stefci szukać trza na księżycu.

Dym się unosił ponad lasami,
wzbudzając trwogę, co nie jest dziwne,
baby modliły się z gromnicami,
chłopy zaś dały na msze wotywne.

Bestie, co wtedy wieś rabowały,
słysząc huk wielki się wystraszyły
i z przerażeniem w las uciekały,
bo ich odłamki z chatki goniły.

Zlęknione wilki w skarpie się skryły,
skarpę tę wilczą2 później nazwano,
tam z przerażeniem nocami wyły,
a przestawały dopiero rano.

Grzyb wisiał nad wsią tak miesiąc cały,
strach siejąc wkoło i kupę smrodu,
wilki ze skarpy wyleźć się bały,
więc pozdychały wszyściutkie z głodu.

 

Piotr Zięba i Piotr Kołodziej

 

 

  1. Chołpnisko - niewielka polana w górnej części Szynwałdu, na południowy zachód od Paproci, dzisiaj porośnięta lasem.
  2. Wilcza Skarpa - głęboki jar w lesie przy granicy Szynwałdu, Zalasowej i Trzemesnej.

 

 

Ps.

Dziadek był postacią kontrowersyjną. Był miłośnikiem bimbru i taniego wina, a to czym nabijał fajkę to z pewnością nie był tytoń. Niemniej jednak biorąc pod uwagę, że każda legenda zawiera w sobie jakąś prawdę i niesie przekaz, należy domniemywać, że być może w Szynwałdzie na Chołpnisku dokonano pierwszej w historii ludzkości próby nuklearnej, a Jurij Gagarin nie był pierwszym człowiekiem, który wyleciał w kosmos. Nie traktujcie jednak tego jako objawioną prawdę historyczną. Prawda jest jednak taka, że wszelkie eksperymenty z ziołami i innymi substancjami chemicznymi zagrażają zdrowiu i życiu.

 

 

........................