Paulina Góra

 

Rozmowa z Pauliną Górą - malarką i rysowniczką

 

 

Lubię, kiedy wirują myśli

 

Paulina właściwie nie lubi mówić o sobie. Chyba, że głównym tematem rozmowy jest jej pasja. W życiu najpełniej wyraża siebie poprzez rodzinę i malarstwo. Ma jugosłowiańskie korzenie, ale od zawsze mieszka w Szynwałdzie. Jej rodzice nigdy zawodowo nie zajmowali się tworzeniem sztuki, ale mama ukończyła szkołę ceramiczną, a tata grał na skrzypcach. Pewnego dnia po prostu uwierzyła w siebie i postanowiła malować.

 

Co według Ciebie kryje się pod pojęciem sztuki?

Dla mnie sztuka istnieje w wielu wymiarach. W takim samym stopniu podziwiam dzieła artystów starszych, bardzo znanych, mających dobry warsztat techniczny; jak i twórców młodych, związanych ze sztuką współczesną. Moim zdaniem, trzeba być otwartym na różne treści. Patrząc np. na obraz podziwiam nie tylko jego tematykę i warsztat, a także to, czy w jakiś sposób do mnie przemawia. Jeżeli wtedy coś czuję, to mogę powiedzieć, że jest to dla mnie sztuką. Musi mnie ona poruszać, skłaniać do refleksji, wywoływać emocje.

 

Co było dla Ciebie impulsem do tego, żeby w ogóle zacząć swoją przygodę z malarstwem?

Pamiętam pewną sytuację ze szkoły. Kiedyś, jeszcze w podstawówce, pani Iwonka Poręba - nauczycielka plastyki - chciała, żebyśmy namalowali na zajęciach obrazek przedstawiający dzieci siedzące w klasie. Rozpłakałam się i powiedziałam, że nie potrafię. Mimo to zaczęła mnie zachęcać, żebym jednak spróbowała. Nie pamiętam, co dokładnie mi powiedziała, ale tak mnie wtedy zmotywowała, że dostałam piątkę. Później często chwaliła mnie, nie tylko za ten pamiętny obrazek, ale i wiele innych. Może to naiwne, ale to był dla mnie taki przełomowy moment. Pewnego dnia po prostu uwierzyłam w siebie i pomyślałam, że chcę malować. Nie zapomniałam też o słowach mojej plastyczki. Nie wiem, czy pani Iwonka mówiła prawdę - ale jeśli kłamała, to właśnie ona jest winna temu, że zabrałam się za to na poważnie (śmiech).

 

Wspomniałaś kiedyś, że w szkole średniej chodziłaś do klasy o profilu humanistyczno-plastycznym. Wtedy też tak dobrze Ci szło malowanie?

Nie mogę narzekać, chociaż muszę przyznać, że czasami mi to przeszkadzało. Zawsze nauczyciele mieli wobec mnie większe oczekiwania i wysyłali mnie na szkolne konkursy plastyczne. Jednak dzisiaj, z perspektywy czasu, patrzę na to zupełnie inaczej. Nauczyciele starali się wydobyć z nas naszą pasję i mieli indywidualne podejście do tego, co robimy. Był to jeden z lepszych okresów w moim życiu.

 

 

 

W Twojej rodzinie ktoś przejawia artystyczne zdolności?

Mama skończyła szkołę ceramiczną. Później pracowała w urzędzie pocztowym i w zasadzie do tej pory nie ma nic wspólnego z ceramiką. Tata, z pochodzenia Serb, grał na skrzypcach, ale bardziej amatorsko, zawodowo zajmował się czymś zupełnie innym.

 

Podstawą Twoich zainteresowań jest malarstwo olejne i akrylowe oraz rysunek. W jaki sposób doskonalisz swój warsztat?

Przede wszystkim dużo korzystam z literatury. Jeśli potrzebuję jakiś technicznych informacji, to szukam ich w różnego rodzaju podręcznikach i przewodnikach. Pytam też o radę innych. Najczęściej odbywa się to metodą prób i błędów. Wolę sama czegoś doświadczyć, gdy przechodzę twórczy proces osobiście. Najwięcej uczę się właśnie wtedy, kiedy sama dochodzę do pewnych wniosków. Najczęściej jest tak, że więcej razy mi coś nie wychodzi niż wychodzi. Eksperymenty też nie są złe. Staram się np. mieszać różne techniki i sprawdzać, co mi z tego wyjdzie, ale typowo fachowe wskazówki najczęściej czerpię z książek.

 

Twoja twórczość z pozoru wydaje się być monotematyczna. Co starasz się wyrazić malując portrety dziewczynek?

Kiedy zaczynam malować, rzadko mam zaplanowany w głowie efekt końcowy. Jest to pewna forma zagadki, takiego procesu twórczego samego w sobie. Nie zawsze zastanawiam się dogłębnie nad tym, jaki przekaz mają mieć moje obrazy. Tak naprawdę dopiero, kiedy skończę malować, to obraz nabiera dla mnie zupełnie nowego znaczenia.

 

 

 

Pozwalasz działać swojej wyobraźni?

Zdecydowanie tak. Dlatego moje malarstwo jest bardzo emocjonalne, powstaje spontanicznie, nie układam sobie żadnych założeń. Mam tylko ogólny zarys. Czasami zamysł obrazu obierze zupełnie inny kierunek, niż ten, jaki założyłam sobie na początku. Nie do końca też analizuję swoje dzieła. Najważniejsze jest dla mnie to, że po prostu maluję i utożsamiam się z tym, co robię. Postacie na moich obrazach są statyczne, bo mają skupić uwagę, zbudować nastrój i wzmocnić przekaz. Lubię, kiedy w odbiorcy rodzą się emocje, zaczynają wirować myśli; wielorakie pytania. Kiedyś ktoś powiedział, że wpatrując się w jeden z moich obrazów przypomniał sobie dzieciństwo, co rozbudziło w nim przyjemne, nostalgiczne wspomnienie. Był to obraz przedstawiający dziewczynkę robiącą bańki mydlane. Często ludzie w pierwszej chwili odbierają moją twórczość jako bardzo smutną, ale zachęcam, żeby jednak trochę głębiej pogrzebać w emocjach, bo może jednak znajdziemy tam coś więcej (śmiech).

 

Twoja swoboda w malowaniu w efekcie przekłada się na różnorodność interpretacji?

Wszystko zależy od tego, co ktoś będzie chciał dostrzec w mojej twórczości. Nie chcę narzucać odbiorcom kierunków interpretacji, bo zupełnie nie o to mi chodzi. Nie maluję czegoś, co z założenia ma wywołać określone skojarzenia i przywołać pewne schematy myślowe. Nie chcę też szokować, ani wyrażać osobistych poglądów. Po prostu w pełni odnajduję się w takim kierunku działania i na razie trzymam się tej konwencji. Wymyśliłam sobie taką, a nie inną formę przekazu i takie właśnie postacie ją reprezentują. Jak na razie czuję, że jeszcze nie wyczerpałam tego tematu, bo przy okazji maluję też inne rzeczy. Pozostaję jednak przy tym głównym nurcie tzw. malarstwa pomiędzy, czyli pomiędzy post-surrealizmem a symbolizmem, właściwie trudno go przypisać do jakiegoś konkretnego kierunku.

 

Podobno nie lubisz malować pejzaży. Dlaczego?

Właściwie nie do końca jest tak, że całkowicie je odrzucam. Według mnie pejzaż pejzażowi nierówny. Generalnie, wolę się skupiać na ludziach i ich emocjach. Wykorzystuję elementy pejzażu, często np. maluję chmury czy drzewa, które dopełniają nastrój. Jednak nie odnajduję się stricte w samym pejzażu.

 

 

 

Fascynujesz się twórczością m.in. Zdzisława Beksińskiego. Jakich jeszcze artystów szczególnie cenisz i za co?

Lubię Rembrandta za światło w obrazach. Beksińskiego cenię właśnie za wyobraźnię i tę jego mroczność, bardzo mi ona odpowiada.

 

Mnie przerażają jego obrazy.

Widzisz, to jest kwestia pokoleniowa. Beksiński należał do generacji powojennej, nosił w sobie ciężar okrucieństwa tamtych czasów. Myślę, że podświadomie odzwierciedla się to również w jego twórczości. Z kolei my - w obecnych czasach - interpretujemy to inaczej. Dlatego staram się zwrócić też uwagę na to, w jakich żył realiach i jakim środowiskiem był wtedy otoczony. Wracając jednak do Twojego pytania, bardzo lubię jeszcze nasza Olgę Boznańską; za delikatność w jej portretach. Z kolei Tamarę Łępicką cenię za to, że malowała kobiety charakterne, temperamentne. Według mnie odzwierciedla się w tym jej silna i jednocześnie bardzo kobieca osobowość. Jak byłam bardzo młoda, niesamowicie podobało mi się malarstwo René Magritte'a też ze względu na jego wyobraźnię i mocny przekaz. Bardzo cenię sobie Hieronima Boscha za głęboką symbolikę w jego obrazach i różnorodność ścieżek interpretacyjnych. W ogóle lubię surrealistów za czasami dowcipne, groteskowe i zarazem odważne spojrzenie; za pokazywanie czegoś nowego i przełamywanie stereotypów. Jak również za to, że wkraczają w sferę podświadomości i oniryzmu. Jeszcze Claude'a Moneta - też za światło. W zasadzie, każdy z nich wniósł coś ciekawego do sztuki, tylko na swój własny, niepowtarzalny sposób.

 

W kwietniu otwierasz swoją wystawę w bibliotece w Szynwałdzie. Czym dla Ciebie jest biblioteka; również jako przestrzeń do prezentowania dzieł sztuki?

Przede wszystkim jestem dumna z tego, że mamy piękną, nową bibliotekę. Miejsce, które stało się nie tylko zbiorem książek, ale przede wszystkim pretekstem do spotkań. Przestrzenią, w której można działać wszechstronnie, organizować warsztaty, spotkania, kursy i np. wystawy różnych artystów. Cieszę się, że moja wystawa pojawi się właśnie w bibliotece, bo mam do niej ogromny sentyment. Spędziłam w niej dużo czasu, jeszcze gdy mieściła się w starym budynku, po drugiej stronie ulicy. Bardzo lubię czytać, chociaż ostatnio mam na to trochę mniej czasu, bo intensywnie maluję. Jeżeli tylko mam taką możliwość to dużo czytam i zachęcam do tego szczególnie dzieci. Uważam, ze czytanie niesamowicie pobudza wyobraźnię i później pomaga także w życiu rozwijać się: społecznie, psychicznie i bardziej rozumieć otaczający nas świat. Książki bardzo mnie inspirują, także w zakresie malarstwa. Lubię też tworzyć rysunki stanowiące ilustracje do książek czy opowiadań.

 

 

 

Do tej pory prezentowałaś swoje malarstwo głównie za granicą, ale paradoksalnie w Szynwałdzie jesteś raczej mało znana. Denerwujesz się przed wernisażem?

Bardzo, głównie dlatego, że jest to moja rodzinna miejscowość. Jednak w obcym miejscu jest trochę łatwiej, a tutaj gdzie są ''sami swoi'' ogromnie się krępuję. Mam nadzieję, że wszystko uda się przygotować na czas i spodoba się wam to, co zobaczycie (śmiech).

 

Malarstwo, poza tym, że się nim pasjonujesz, stało się także Twoim sposobem na życie?

Przede wszystkim maluję to, co lubię - nie odwrotnie. Cały czas współpracuję z galeriami, głównie w Warszawie i Lublinie. Rzadko pracuję na zamówienie i tylko sporadycznie przyjmuję drobne zlecenia. Wiadomo, że pod względem finansowym bywa różnie, a rynek sztuki w Polsce jest bardzo wymagający. Nie chodzi o to, że ludzie nie interesują się sztuką i nie chcą kupować obrazów, ale w dobie kryzysu często po prostu ich na to nie stać. Generalnie, niezależnie od aktualnej sytuacji na rynku, staram się przez cały czas tworzyć na bieżąco. Nie wyobrażam sobie bez tego życia. Malowanie, bez względu na to, w jaki sposób jest odbierane przez innych, daje mi ogromną radość i sprawia, że czuję się spełniona.

 

Wielu artystów młodego pokolenia boi się wystawiać swoje prace. Z czego według Ciebie może to wynikać?

Często już na samym początku swoich życiowych poszukiwań rodzice ukierunkowują nas w określonym celu, wolą, aby ich dzieci wybierały bardziej praktyczne zawody, które dadzą nie tylko możliwość realizacji swoich zainteresowań, ale w przyszłości zawodowo staną się sposobem na życie. Wiadomo, że sytuacja finansowa artystów jest pod wieloma względami bardzo zróżnicowana. Uważam jednak, że jeśli ktoś bardzo chce tworzyć sztukę, niezależnie od tego, w jakiej dziedzinie, powinien z całych sił do tego dążyć. W życiu najważniejsze jest to, żeby robić coś, w czym najbardziej się odnajdujemy.

 

Rozmawiała Weronika Siemek

 



 

 

........................