Obrzędy i zwyczaje doroczne

 

 

 

Obrzędy i zwyczaje doroczne praktykowane w Szynwałdzie

 

Święta i związane z nimi zwyczaje, od wieków organizowały rytm życia naszych przodków. Początkowo świętowano zgodnie z cyklem słonecznym i zmieniającymi się porami roku, później według kalendarza. Większość zwyczajów dotyczyła świąt kościelnych i zaadoptowanych przez nie dawnych rytuałów. W Szynwałdzie nie było żadnych odmiennych obrzędów od tych, jakie były praktykowane również w sąsiednich miejscowościach. Zwyczaje te przechodziły z pokolenia na pokolenie, zmieniały się z czasem, obecnie wiele już zanikło lub ma uproszczoną formę.

 

Adwent rozpoczynał się pod koniec listopada i trwał do 24 grudnia. W tym czasie nie wolno było organizować żadnych zabaw. Rano chodzono na mszę św. roratę. Podrzucano też wtedy niechciane młode koty, stąd wzięła się nazwa "kot rerociorz". Były to koty, które brudziły w izbach lub były leniwe i nie łapały myszy. W okresie adwentu organista roznosił po wsi opłatki. Dawano mu za to pieniądze lub miarkę pszenicy. Z organistą chodził chłopak, który nosił worek z zebranym zbożem. W paczce białych opłatków były też różowe przeznaczone dla zwierząt.

 

W dniu św. Mikołaja (6 grudnia) dzieci dostawały prezenty. Dawniej nie mogły liczyć na wiele, czasem znajdowały pod poduszką kilka jabłek, cukierków lub kawałek ciasta. Dopiero później wraz ze wzrostem zamożności podarki były coraz bogatsze.

 

Wigilia (24 grudnia) to najpiękniejszy wieczór w roku, pełen niezwykłych przeżyć i cudów. To wspaniałe święto rodzinne, do którego każdy starannie się przygotowywał. Sprzątano cały dom, strojono pomieszczenia specjalnie na tę okazję przygotowanymi ozdobami. Przed wprowadzeniem zwyczaju ubierania choinki, w izbach wieszano gałązki jodły lub świerka i je przystrajano. W kątach ustawiano snopki owsa, a na stole pod obrusem rozścielano sianko, na znak że Jezus leżał w żłóbku. Choinkę przynoszono z lasu, przybierano ciastkami, orzechami, jabłkami i ozdobami robionymi z bibuły, łańcuchami.

Przy nakrywaniu do stołu zostawiano jeden talerz więcej dla przypadkowego wędrowca. Potraw powinno być 12, postnych. Czasem trudno było o taką ilość, gdy zdarzyły się nieurodzaje i nawet ziemniaki były jedzone tylko od święta. Ryby rzadko pojawiały się na stołach, jeżeli już to solone śledzie, dopiero po wojnie pojawiły się karpie.

Wigilię rozpoczynano w momencie ukazania się pierwszej gwiazdy na niebie. Wszyscy dzielili się opłatkiem składając sobie życzenia. Po wieczerzy gospodarz szedł do stajni i dzielił się różowym opłatkiem z bydłem i końmi. Zwierzęta te cieszyły się szczególnym szacunkiem, bo były bardzo pomocne w gospodarstwie, na krowę mówiono nawet "matka żywicielka". Wierzono również, że w ten jedyny wieczór mogą one mówić ludzkim głosem. Z ilości gwiazd na niebie wróżono czy będzie urodzaj na groch i bób. W ten dzień zwracano uwagę, kto pierwszy rano przyjdzie w odwiedziny. Jeżeli pierwszy był mężczyzna, był to znak szczęścia, jeżeli kobieta, miało się nie darzyć.

Po wieczerzy w oczekiwaniu na pasterkę śpiewano kolędy i kantyczki. Kantyczki były to ludowe, wesołe piosenki mówiące o narodzeniu Bożego Dzieciątka.

Kuba stary przyniósł dary, masło na talyrzu
Sobek parę gołębicków takich jesce w pirzu
Wziął Tomek gomułek i jojecko gęsie
A Bartek nic ni mioł stare pludry trzęsie

Przed północą wszyscy udawali się do kościoła na pasterkę.

 

Boże Narodzenie (25 grudnia) spędzano w domu w gronie najbliższej rodziny. Dawniej w tym dniu wstrzymywano się od wszelkich niezbędnych prac domowych i gospodarskich, poza obrządkiem zwierząt. Dla dzieci największą atrakcją było odwiedzenie szopki w kościele.

 

W drugi dzień świąt, św. Szczepana (26 grudnia) święcono owies. Po sumie chłopcy obrzucali dziewczęta owsem, do którego czasem dodawali bobu. Obrywało się też księdzu, który w czasie błogosławieństwa kropił ludzi wodą. Nie było to złośliwe bo sam prowokował, obficie polewając z kropidła wiernych. Starsi Szynwałdzianie wspominają ks. Piotra Kyrcza, jak ten śmiejąc się uciekał spod chóru z głową schowaną w ornat przed spadającym ziarnem. Poświęcony owies używano jako lekarstwo i do siewu. Obsypywano nim również drzewka owocowe, aby rodziły smaczne owoce.

 

Po świętach rozpoczynała się kolęda. Ks. Aleksander Siemieński podobno nie zapowiadał gdzie będzie zaczynał, chciał spotkać ludzi przy pracy i zobaczyć w jakich warunkach żyją. Ks. Piotr Kyrcz też podobno lubił zaskakiwać ludzi. Opowiadano jak zaczął kolędę bardzo wcześnie, gospodyni już wstała i zapaliła w piecu, reszta jeszcze spała. Jak zobaczyła księdza w panice nalała ciepłej wody na talerzyk. Po skończonej modlitwie ksiądz ze śmiechem powiedział: – Wyście się dobrze przygotowali, nawet święconą wodę żeście przygrzali. Nie było w tym złośliwości bo ks. Kyrcz lubił żarty i sam prowokował różne kawały. Po kolędzie z księdzem chodzili też organista i kościelny. Zebrane przez nich datki były zapłatą za całoroczna pracę. Zwyczaj ten zanikł w końcu lat 70-tych XX w., a ksiądz zaczął chodzić z ministrantami, których nazywano "dzwonkami".

W okresie międzywojennym chodzili po wsi kolędnicy. Występował tam Herod z żołnierzami, anioł, pasterze z owieczkami z deski na kółkach, Żyd, dziad z różańcem zrobionym z ciętych (ok. 5 cm) okrągłych kołków i diabeł, który skakał po meblach i piecu. Diabeł miał ogon zrobiony z drutu kolczastego, owiniętego czarną szmatą z nabitymi szpilkami. Jeżeli ktoś próbował złapać go za ogon boleśnie się pokłuł. Natomiast dziad oganiał się od natrętów różańcem, którym można było boleśnie oberwać.

Obecnie zwyczaj kolędowania jest nadal praktykowany. Od wielu lat chodzą Kolędnicy Misyjni, którzy zbierają datki na dzieci w biednych krajach.

 

W Sylwestra chodzili po wsi "Cygany". Była to przebrana za Cyganów para chłopaków, mieli ze sobą dziecko, kukłę zrobioną ze szmat. Wszyscy umorusani w sadzy. Tam gdzie były panny na wydaniu Cyganka kąpała dziecko i próbowała schować je w pościel. Przy tym przedstawieniu w całej izbie rozsypywali plewy i sieczkę. Panny musiały wszystko posprzątać przed północą, aby Nowy Rok nie zastał bałaganu w domu. Aby przekupić Cyganów należało poczęstować ich wódką i kołaczem.

 

W Nowy Rok wczesnym rankiem odwiedzali domy młodzi chłopcy w wysokich czapkach ze słomy, umorusani sadzą i przepasani powrósłami. Nazywano ich "scodroki", "szczodroki" lub "droby". Składali oni rymowane życzenia, oto niektóre z nich:

Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok
Zeby wom się rodziła kapusta i groch
Zmiocki jak pniocki, żytko jak korytko
W kazdem kątku po dzieciątku, a za piecem sześcioro
Gosposiu wylyź na fasecke, dej nom masła osołecke
Weź ta zopaski, przyniś z komory kiełbaski
Godała nom pani świnia, zeście i zabili syna
Som tego na gnoju znaki i na pogrudce kłaki

Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rocek
Niech wos Bozia zachowo od cerwonych mrocek
Bo jak wlezie toto do gaci abo na plecy
To się dzieja strasne rzecy
Nijak ni mozno tego zniś, jak zacnie bestio gryś

Po wojnie dołożono jeszcze jedną zwrotkę, gdy w domu była jakaś panienka, życzono jej:

Chłopa wielkiego jak autobus
Mocnego jak parowóz
Coby cie nie bijoł, gorzałki nie pijoł
Obiadów nie jodoł, z innymi nie godoł
Głupoty nie głosiusł i piniądze przynosiuł
Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok
Zeby wom nie wypod z pieca bok
Zeby nie wypadła z pieca skała
Bo by wom sie krzywda stała

Po takiej wizycie należało im coś dać.

Obecnie w okresie świątecznym w szkole, przedszkolach, parafii i różnych instytucjach w Szynwałdzie organizowane są spotkania opłatkowe, jasełka, koncerty kolęd.

 

W święto Objawienia Pańskiego (6 stycznia) zwanego potocznie Trzech Króli święcono w kościele złoto, kadzidło i kredę. Po powrocie do domu pisano kredą na drzwiach litery K+M+B i datę bieżącego roku.

 

W uroczystość Ofiarowania Pańskiego (2 lutego) czyli święto Matki Boskiej Gromnicznej święcono specjalne świece gromnice, roznosił się wtedy w kościele zapach pszczelego wosku. Jak wierzono, świeca ta miała chronić ludzi i ich domy przed groźnymi żywiołami, a przede wszystkim przed uderzeniem pioruna i ogniem. Dlatego w czasie burzy stawiano zapaloną gromnicę w oknie. Zapalano ją również w godzinę śmierci i wkładano w ręce konającym.

 

Po nowym roku zaczynały się skubania. Kobiety zbierały się wieczorami i skubały pierze. Było ono przeznaczone na pierzynę, którą każda panna powinna dostać na wiano. Czasem kawalerka im dokuczała wpuszczając do domu gołębia lub wróbla. Zanim dziewczęta go złapały, to pierze fruwało po całej izbie. Na zakończenie skubania organizowano wyskubek. Taki wyskubek to oczywiście tańce przy muzyce, poczęstunek i różne zabawy np. bicie wójta, śpiewano wtedy także różne przyśpiewki.

 

Przed Środą Popielcową odbywały się muzyki zwane ostatkami lub zapustami. Muzyki były organizowane praktycznie cały rok za wyjątkiem Adwentu i Wielkiego Postu. Różnie też się kończyły, niejednokrotnie bitką. Po takiej bitce trzeba było wstawiać nowe szyby, a czasem i okna jak ktoś wypadł z izby do ogródka z kwaterami. Bitki skończyły się za komuny, kilku krewkich dostało wyroki i poszło do więzienia, a reszta się uspokoiła.
W Wielki Post ludzie robili różne postanowienia np. że nie będą palili tytoniu lub pili alkoholu.

 

W pierwszy dzień wiosny (21 marca) młodzież szkolna topiła Marzannę. Była to kukła ze słomy, ubrana w stare ciuchy, umocowana na kołku. Cała klasa szła nad Wątok, podpalała Marzannę i wrzucała ją do wody, aby zima jak najszybciej odeszła a przyszła wiosna. W tym dniu również młodzież często robiła sobie wagary i nie przychodziła na lekcje.

Na wiosnę był zwyczaj budzenia drzew owocowych, w tym celu należało kołkiem obić korę drzew.

 

W Niedzielę Palmową święcono palmy, w Szynwałdzie nie było zwyczaju robienia wysokich palm. Chłopcy którzy pasali bydło owijali palmę batem, aby się krowy nie gziły.

 

W Wielki Czwartek należało przed wschodem słońca przynieść wodę ze źródła lub rzeki, wrzucić kilka drobnych monet i obmyć twarz, na pamiątkę że judasz sprzedał Jezusa za 30 srebrników. Wieczorem palono Judasza, słomianą kukłę a przy okazji słomę i zeschłe liście posprzątane po zimie z podwórka.

 

W Wielki Piątek strażacy zaczynali honorową wartę przy Grobie Pańskim.

 

W Wielką Sobotę święcono pokarmy: mięso, sól, chrzan, jajka, chleb i baranki z ciasta lub cukru. Święconego nie można było przynosić do izby tylko zostawić w komorze. Miało to chronić przed włażeniem much do izby. Strażacy w przedsionku kościoła zbierali do hełmów jajka. Wykorzystywali je do żuru, który gotowali na obiad. Na żur zapraszali też księży. Ten zwyczaj jest praktykowany do dziś. Po zachodzie słońca zaczynały się obrzędy poświęcenia ognia i wody, później rezurekcja i uroczysta procesja. W okresie międzywojennym wypożyczano w 16 pułku piechoty w Tarnowie mundury wojskowe i karabiny, z których oddawano salwy honorowe w czasie procesji. Po procesji z ogniska, które palono obok kościoła w czasie poświęcenia ognia zbierano ogarki i wrzucano do święconej wody, którą zabierano do domów.

 

Wielka Niedziela podobnie jak i Boże Narodzenie była wielkim świętem. Nie wolno było wtedy zamiatać izby, ani czyścić butów. Wszyscy w rodzinie dzielili się święconym jajkiem i po kilku tygodniach postu wreszcie mogli się najeść do syta.

 

Rankiem w Poniedziałek Wielkanocny (Lany Poniedziałek, śmigus-dyngus) gospodarz kropił święconą wodą całe gospodarstwo i inwentarz, a także dzieci aby się darzyły. Obchodził wszystkie swoje pola i skrapiał je święconą wodą, modląc się o dobre plony. Z gałązek palmowych robił krzyżyk, który zatykał na rogach pola. Jeszcze dzisiaj można zobaczyć w Szynwałdzie wbite w rolę palemki.

W tym dniu tradycyjnie polewano się wodą. Polewanie to zaczynało się już w kościele w czasie błogosławieństwa. Ksiądz tak obficie kropił wodą, że ludzie ocierali twarze chusteczkami. Niektórzy zaczajali się na księdza na chórze i czasem udało się im odwdzięczyć. Mieszkańcy wspominają jak o. Adam Mazur zrobił "brazylijskie błogosławieństwo", śmiano się z niego że mu wody święconej w wiadrze zabrakło. W zakrystii też się coś musiało dziać, bo widać to było po kościelnym jak chodził mokry z tacą. Również ks. Henryk Skop chodził po składce i tam gdzie się zatrzymał robiło się na posadzce kółko z wody, która kapała z sutanny. Potem w drodze z kościoła i tak do wieczora trwało polewanie wszystkich bez wyjątku. Oczywiście każda panna musiała być obowiązkowo mokra.

 

Na Prima Aprilis (1 kwietnia) w nocy robiono różne psoty: np. smarowano na czarno okna by wszyscy domownicy dłużej spali, roznoszono i zamieniano bramy ogrodzeniowe, wynoszono sprzęty rolnicze w pole i składano w jedną stertę, zakładano szybę na komin. Czasem można było zobaczyć wóz poskładany na dachu stodoły.

 

Na zakończenie okresu wielkanocnego w święto Zesłania Ducha Świętego, czyli Zielonych Świątek, majono dom zielonymi gałęziami przybijanymi na frontowych ścianach domów. Wieczorem palono sobótki, wkładano do dziurawych garnków smolne szczapy i podpalano. Garnek wieszano na wysokiej tyczce, spadające w dół płonące krople żywicy symbolizowały języki ognia jakie pojawiły się nad głowami apostołów w wieczerniku.

 

W maju odbywała się Pierwsza Komunia, ważne wydarzenie w życiu dziecka. Po uroczystości w kościele zapraszano dzieci na salę katechetyczną, częstowano białą bułką, czasem pączkiem i kawą zbożową z mlekiem. W domach nie organizowano żadnych przyjęć. Zazwyczaj po południu dzieci szły paść krowy.

 

W Boże Ciało była tradycyjna procesja do czterech ołtarzy udekorowanych młodymi brzózkami. W czasie procesji należało zerwać z tych brzózek kilka młodych gałązek. Zatknięte na ścianie domu miały go chronić przed pożarem i wszelkim nieszczęściem. W oktawie Bożego Ciała w czasie procesji dzieci sypały kwiaty i dzwoniły. Na zakończenie oktawy święcono wianki, było błogosławieństwo dzieci, a księża częstowali je później słodyczami, co praktykowane jest do dziś.

 

Wielkim corocznym wydarzeniem w życiu wsi był Wielki Opust Tuchowski, odbywający się na początku lipca. Zaraz po nim w Szynwałdzie miał miejsce odpust parafialny ku czci Matki Bożej Szkaplerznej, na który przyjeżdżali również mieszkańcy innych wsi. Po wybudowaniu kaplicy na Świniogórze tam też w kwietniu, odbywał się odpust ku czci Matki Bożej Dobrej Rady.

 

W wigilię dnia św. Jana (z 23 na 24 czerwca) w Szynwałdzie nie praktykowano zwyczaju palenia sobótek.

 

W święto Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia) w kościele święcono bukiety z ziół. W bukiet wplatano kłosy zboża i jabłka nabite na patyki. Po poświęceniu zioła suszono i starannie przechowywano.

 

Pod koniec sierpnia odbywały się Dożynki. Była msza św. dożynkowa, a wieczorem zabawa. Dawniej bawiono się na placu przed nie istniejącym już dworem. Bufet był w starych stajniach. Później zaczęto organizować Dożynki Gminne, co praktykowane jest do chwili obecnej. Po uroczystości wieniec dożynkowy znajdował się przez jakiś czas w kościele koło ołtarza.

 

W święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, zwane Matki Boskiej Siewnej (8 września) przynoszono do kościoła do poświęcenia ziarno siewne. Niektórzy udawali się w tym celu do Tuchowa.

 

W uroczystość Wszystkich Świętych (1 listopada) i Dzień Zaduszny (2 listopada) wszyscy udają się na groby swoich bliskich aby zmówić modlitwę za ich dusze, zapalić znicze i złożyć kwiaty. Zwyczaj ten niewiele zmienił się od lat, natomiast bardzo zmienił się wygląd cmentarza. Dawniej było tylko kilka kamiennych nagrobków a resztę stanowił las drewnianych krzyży. Często można było spotkać przy takim krzyżu sieroty ze łzami w oczach modlących się za swoja matkę lub ojca. Umieralność była dawniej niestety duża.

 

W wigilię św. Andrzeja w nocy z 29 na 30 listopada panny na wydaniu wróżyły sobie kiedy i za kogo wyjdą za mąż.

 

Tekst: Piotr Zięba, Anna Mądel i Stanisław Podraza

 

 

........................